Najpierw ściana a później było jeszcze gorzej.
Trasa Maratonu Karkonoskiego dała się we znaki 462 zawodniczkom i zawodnikom, którzy w sobotę wystartowali o godzinie 8:30. Zwycięzca Marcin Świerc na przebiegnięcie ponad 44 km potrzebował 3 godzin 45 minut. Ostatni zawodnik na metę dotarł po niemal 9 godzinach.
Tegoroczny maraton w Szklarskiej Porębie był testem przed przyszłorocznymi mistrzostwami świata w biegach górskich. Trasa prowadziła spod dolnej stacji wyciągu na Szrenicę w rejon Łabskiego Szczytu i dalej głównym grzbietem i dalej na Śnieżkę i powrót na Szrenicę, gdzie była meta.
Pierwszy ponad 2 km podbieg uczestnicy maratonu pokonali raczej spokojnie oszczędzając siły na później. I choć bieg grzbietem górskim wydaje się stosunkowo prosty, to tylko pozory. W Maratonie Karkonoskim najtrudniejsza jest nawierzchnia, która się zmienia co kilka kilometrów.
Nie brakuje skał i głazów, po których trzeba się poruszać niczym kozica górska. Przy zmęczeniu o upadek nie trudno. I tych na trasie nie brakowało. Nawet zwycięzca „leżał” 3 razy. Na szczęście w tym roku nie doszło do wielu bardzo poważnych kontuzji, choć nie jedna stopa utkwiła na chwilę w szczelinach skalnych. Bieg ostatecznie ukończyło 438 sportowców, co na tę skalę trudności jest wynikiem bardzo dobrym.
Trasę najszybciej pokonał Marcin Świerc, drugi na mecie pojawił się Piotr Koń, a trzeci Piotr Hercog. Najszybszą kobietą była Ewa Majer, przed Magdaleną Łączak i Adelą Esentierova (Cz).
Pełne wyniki podane są tutaj
O zawodach można też przeczytać na stronie Maratonu Karkonoskiego