Zauroczony Karkonoszami przewodnik po regionalnej historii pozostaje w naszej pamięci
Minął tydzień. Późnym wieczorem 17 listopada przez Internet przeleciał piorun. Może i zdarzyło się już wcześniej, że przemknął strach. Obawa, że z tych czarnych chmur, które się nad Nim zebrały kilka tygodni temu, spadnie coś, co zgasi tanatosową pochodnię... Lecz chyba każdy myśl taką czym prędzej przeganiał i wsłuchiwał się w anielski głos: "będzie lepiej". Że Jego ciało — ludzka krucha, a jednak najlepsza jaką mamy kapsuła czasu — obroni się przed milionami kopii podstępnego zabójcy.
Niestety — odbierająca mowę hiobowa wieść okazała się prawdą: "Przemek zmarł". Pierwsza reakcja? "Czy to prawda?" Wątpliwość wdziera się sama, a wszechobecne fake newsy potrafią uśmiercać...
A jednak prawda. Potwierdziły się chwile zwątpienia. Zgasł po tygodniach nierównej walki. Nie był w stanie pokonać dwóch chorób na raz. Doktor Przemysław Wiater, historyk, regionalista, muzealnik — zakończył swą przygodę z życiem.
Chociaż miał nań jeszcze wielki apetyt. Ledwie wszak począł wdrażać dojrzałe dawno plany edukacji regionalnej w powiecie. Podjął pierwsze decyzje zmieniające Muzeum Karkonoskie w placówkę nie tyle konserwującą zabytki, co wychowującą nowych karkonoskich górali, dumnych ze swego tutaj urodzenia. Jeszcze nie zwietrzała farba drukarska w pierwszej karkonoskiej książce kucharskiej napisanej wraz z kolegami, a na półce księgarskiej majaczyły już zarysy kolejnych tytułów. "Ideja", jak sam lubił mawiać, krzewienia historii przez zabawę: narciarskie retro-skakanie, -zjeżdżanie i -bieganie, mają nieodrośniętą jeszcze siostrę Flanelę. Wędrowaniu — tej młodzieńczej radości z gór, poświęcał ostatnio największą uwagę. Niejedną karkonoską opowieść chciał jeszcze wysnuć, lecz izerskie Norny postanowiły przeciąć jego złotą nić. Każdy wie, że za wcześnie. Dla bliskich i dalszych zawsze jest nie w porę.
Przemysław Wiater pół życia poświęcił odkrywaniu Gór Naszych — tak nazywał wspólnie Karkonosze, G. Izerskie, Rudawy Janowickie i G. Kaczawskie. Jak na historyka przystało rozświetlał zakamarki przeszłości mieszkańcom, pokazywał uroki przybyszom. Jak na historyka sztuki przystało — robił to poprzez wysoką kulturę. Jego praca dla Muzeum Karkonoskiego nie była przypadkiem. Świadomy wybór — życiowa misja. Jej zwieńczeniem było piastowanie funkcji dyrektora. Kilka nieudanych prób, kilka gorzkich zawodów, wreszcie odmieniło się w sukces. Akurat tyle zostało kustoszowi czasu do spoczęcia na emeryckich laurach, by się dopełniło dzieło życia. Przejął stery nad placówką ledwie na kilkanaście dni przed wybuchem pandemii SARS-CoV-2 i zamknięciem społecznym. Śmiałe wizje zmieniły się w zarządzanie kryzysem. Aczkolwiek każda dolina kończy się wzniosem, zaś kto przezeń przechodzi, zazwyczaj zdobywa szczyty...
Przemek chciał tylko dopisać do stosiku książek, do górki artykułów naukowych, do kopy opracowań, wielki jak Śnieżka rozdział.
Czasem, jak każdemu naukowcowi zdarzało Mu się ulec mirażom. Duch Gór, oszukujący zbyt śmiało zapędzających się w jego uroczyska, niekiedy podrzucał wolfram zamiast złota, ukrywał w gęstwie wejścia do skarbców, mamił łatwą dróżką na krawędź przepaści. Przemka złudą, którą dopiero kilka lat temu udało mu się przeniknąć (nie bez wpływu nieustępliwych adwersarzy) byli walonowie. We wznowionych w 2018 "Walonach u Ducha Gór" upraszał czytelników, by nie pisać sudeckich walonów dużą literą, boć to tylko fach, profesja, życiowe zajęcie, a nie etniczne pochodzenie. Tych kilku mitycznych poszukiwaczy przecież raczej weneckie, a nie walońskie miało korzenie. Miarą prawdziwego naukowca jest weryfikować tezy, rewidować poglądy, unacześniać karty swych odkryć. Przyznanie się do błędu zawsze smakuje gorzej niźli z trudem odnaleziona trufla prawdy. Umiejętność tegoż — uszlachetnia.
Mniej szlachetne dziś zdaje się zabieganie o dobrostan lokalnej społeczności, o dobro gminy i współmieszkańców. Zasiadanie w miejskiej radzie jest nobilitujące, ale też szybko ściera delikatny naskórek. Lepiej wychodzi tym, którzy mają skórę grubą. P. Wiater na rajcę był wybierany wielokrotnie. Jego mikro-ojczyzna — (z)Dolna, najstarsza część Szklarskiej Poręby, nie jest miodem i mlekiem płynącą częścią miasta. Szklarska Poręba przysparza nieco problemów do rozwiązania. Nie zawsze na tym polu, małej, lecz ważnej polityki, wszyscy się kochają. Różne miewamy diagnozy, odmienne ich rozumienie, niejednakowe recepty na rozwiązanie. Doktor Wiater w ostatniej swej kadencji radnego, oceniał sytuację we wielu aspektach inaczej niż zarządzająca miastem administracja. A mimo to współpraca na płaszczyźnie kultury i promocji nie została zerwana. Kto wie, jak się mogła rozwinąć?
Nigdy już się nie dowiemy, czy regionalistyka karkonoska pod parasolem dyrektora Przemysława Wiatera wykształci zauroczone Karkonoszami pokolenia. Nigdy już nie przeczytamy kolejnej księgarskiej pozycji "... u Ducha Gór", nigdy już nie podyskutujemy o politycznych przekonaniach Peuckerta, o italskim pochodzeniu walonów, a Ty Przemku — nie dowiesz się jak wyglądać będzie trzeci mostek na Izerze, który tak lubiłeś odwiedzać. Nie zobaczysz uporządkowanego "karkonoskiego panteonu" — ewangelickiego cmentarza na Dolnej, który był Ci miejscem tak drogim. Czy podołamy postawionym przez Ciebie wyzwaniom?
Przemysław Wiater, ten »kawał śląskiego huncwota«, jak pisał o Willu-Erichu Peuckercie (czy inicjał P.W. obu panów jest tylko przypadkiem?) wieloletni sekretarz Gerharta Hauptmanna — Gerhart Pohl, zasłużył nie tylko na pamięć, ale i kontynuację swego dzieła.
Arkadiusz Lipin